Medical cosmetologyMonitoring Counter-Strike 1.6 serversAll for Counter Strike 1.6Sport siteCounter Strike 1.6 and Minicraft portalLytkarino Counter Strike 1.6 portal

   Ustaw nas jako strone startow  Dodaj nas do swych ulubionych stron  ŚR News - kanał RSS  ŚR Forum  - kanał RSS  ŚR - kanał  Facebook  ŚR - kanał Twitter                

           
 
   
Świat Radio 07-08/2021        Spis treści
       Od redakcji

ŚR 08/2021 - okładka

Kalendarz wydarzeń
     Kwiecień
ŚR Kalendarz wydarzeń - kanał RSS
NPWŚCPS
 
 
 
 
 

Nasi partnerzy
Polski Związek Krótkofalowców

Radiowy Biuletyn Informacyjny

Propagacja

Goście na serwisie

     Zobacz w większym oknie

          I.Ś.R - Wydarzenia, informacje KF/UKF

Krótkofalarska epopeja Erika SM0AGD
Tadeusz SP7HT: niniejszy artykuł to moje tłumaczenie materiału dostępnego w Internecie: www.qsl.net/ladxg/waltzing.html. Podesłał mi go Jurek, SP3BQ, za co bardzo dziękuję. Przypomniały mi się minione lata, gdy Eryk, SM0AGD przysparzał mi kolejnych "nowych".

60 lat temu wychowywałem się w małej wiosce w Północnej Szwecji. Moi Rodzice byli rolnikami i bardzo rzadko mieliśmy czas i pieniądze aby podróżować gdzieś dalej poza naszą okolicę. A mnie od wczesnej młodości interesowały kraje odległe i ich mieszkańcy. Moim marzeniem było móc podróżować i spotykać ludzi z innych części świata. Póki co, używałem radioodbiornika mojego Ojca. Słyszałem na nim wiele dziwnych języków, których zupełnie nie rozumiałem. Dopiero w szkole średniej nauczyłem się angielskiego i dzięki temu mój horyzont poszerzył się znacznie.
Nigdy nie zapomnę wzruszenia, gdy miałem jakieś 12 – 13 lat i pewnego wieczora, około godziny 21-ej usłyszałem odległą radiostację i te słowa „Good morning this is Radio Australia”!!! Wprost nie wierzyłem własnym uszom, że byłem w stanie usłyszeć radiostację aż z dalekiej Australii a spiker mówił „dobrego poranka”, podczas gdy w Szwecji stale był wieczór dnia poprzedniego. To był mój pierwszy DX! Od tej pory często słuchałem Radia Australia, niemal każdego wieczora. Dlatego do końca życia nie zapomnę sygnału rozpoznawczego tej radiostacji („Waltzing Matilda”) oraz dziwnego krzyku ptaka kookaburra (SP7HT: nie ma tego słowa w moich słownikach). Od tej pory stałem się nasłuchowcem, SWL. Chociaż nie byłem w stanie osobiście zwiedzać tych odległych krajów, to z nimi mogłem poniekąd obcować słuchając transmisji radiowych z najodleglejszych zakątków świata.
Czasami udawało mi się usłyszeć ludzi rozmawiających przez radio. To byli krótkofalowcy. W tym momencie uświadomiłem sobie: to jest hobby, któremu chciałbym się poświęcić! Zapisałem się do lokalnego Klubu Krótkofalowców w Sundsvall i rozpocząłem naukę odbioru i nadawania alfabetem Morse na kursie zorganizowanym przez ten klub. W 1952 roku uzyskałem swoją pierwszą licencję krótkofalarską, uzyskując znak wywoławczy SM3AGD. Natychmiast „wyszedłem w eter”. Początkowo tylko na UKF, ale już rok później, gdy osiągnąłem wymagany wiek, uzyskałem prawo nadawania również w pasmach amatorskich KF. Początkowo moja aparatura była dosyć prosta, ale stale ulepszałem ją i zacząłem nawiązywać łączności także ze stacjami DX. W 1958 roku miałem już potwierdzonych i zweryfikowanych 100 Podmiotów DXCC. Dzięki uprawianiu krótkofalarskiego hobby zainteresowałem się poważniej elektroniką i podjąłem naukę w szkole o tym profilu. Poczynając od 1958 pracowałem zawodowo jako technik elektronik.
Moją pierwsza szansa nadawania z egzotycznego zakątka świata pojawiła się w 1972 gdy pracowałem dla The European Space Research Organization. Zostałem delegowany do ulokowanej na Wyspie Wielkanocnej na Pacyfiku stacji śledzącej sztuczne satelity ziemi. Pobyt tam trwał aż 4 miesiące. Pomiędzy przelotami satelitów (SP7HT: w owych „zamierzchłych” czasach nie było zbyt wiele satelitów. Przeważnie były to satelity nisko-orbitalne lub na wydłużonych orbitach eliptycznych. Było więc dość czasu na obecność Eryka na pasmach amatorskich) miałem dosyć czasu aby móc uaktywniać się na pasmach amatorskich. Mój przyjaciel SM3CXS oferował się być moim QSL menagerem. To nasze partnerstwo trwało przez kilka lat następnych.
Już rok później, w 1973 zostałem delegowany na Wyspy Falklandzkie. Miałem tam okazje nie tylko podziwiać egzotyczną florę i faunę (pingwiny, ptaki polarne, foki i morsy) ale także być aktywnym na pasmach amatorskich jako VP8NI. To właśnie podczas tej pracy zasmakowałem czym jest dla zapalonego krótkofalowca być „po drugiej stronie DX pile-up”. Połknąłem tego bakcyla i tak już zostało!
W roku 1974 zorganizowałem DXpedition na małą kolumbijską wysepkę Bajo Nuevo, usytuowaną na południowy zachód od Jamajki na Karaibach. Wówczas był to jeden z „rarytasów” na Liście DXCC. Wyczarterowałem jacht z San Andres Island. Moim pierwszym „przystankiem” był pobyt na Serrana Bank, małej rafie koralowej, która – w owym czasie – stanowiła oddzielny i bardzo pożądany Podmiot DXCC. Moją radiostację zainstalowałem w namiocie i byłem QRV przez 48 godzin jako HK0AB (SP7HT: w angielskim oryginale tekstu cyfra „0” jest zastąpiona przez Ř). To były niezapomniane doznania, szczególnie nocami, gdy cała reszta załogi była na jachcie a ja byłem jedynym człowiekiem na tej małej wysepce. Ale nie czułem się samotnym! Byłem przecież odbiorcą DX pile-upu DX-manów z całego świata, próbujących połączyć się z tym egzotycznym zakątkiem świata.
Jedyne chwile samotności to momenty, gdy wyczerpywało się paliwo w agregacie prądotwórczym. Wtedy zapadała głucha cisza. Słychać było głosy ptaków oraz szum fal omywających plażę wysepki. Dopiero wtedy, po wyjściu z namiotu, uświadamiałem sobie jak byłem w tych momentach odizolowany od świata. Widziałem miliony gwiazd na nieboskłonie, pokrywających go we wszystkich kierunkach. Sylwetka jachtu zakotwiczonego kilkaset metrów od wysepki ledwo majaczyła w ciemnościach. Gdyby nie udało mi się ponownie uruchomić agregatu, to jacht byłby moim ostatnim kontaktem ze światem zewnętrznym. Ale miałem niezawodny agregat, który, po uzupełnieniu kilku litrów paliwa, startował zwykle za „pierwszym kopnięciem”. A więc, szybko z powrotem do namiotu, słuchawki na uszy i z powrotem słuchałem „harmidru” moich przyjaciół z całego świata wołających mnie. Uświadomiłem sobie wtedy, że jeśli tylko posiadasz sprawną radiostację i potrafisz nią posługiwać się, to nigdy nie będziesz samotny, nawet w najbardziej odludnym zakątku świata. To była moja pierwsza samotna ekspedycja DX-owa. Później byłem jeszcze kilka razy w podobnej sytuacji. Ale najmocniejszych wrażeń doznałem właśnie podczas mojej pierwszej pracy z Serrana Bank w 1974.
Po zakończeniu pracy z Serrana Bank skierowaliśmy się na Bajo Nuevo, około 150 mil NE od Serrana. Błądziliśmy przez kilka dni wypatrując tej wysepki, ale nie udało się nam jej odnaleźć. Pragnę zaznaczyć, że w owych czasach nie było jeszcze systemu nawigacyjnego GPS oraz innych systemów nawigacji satelitarnej, a nasz nawigator posługiwał się prymitywnym i mało dokładnym sekstansem. Wystąpiły też problemy z silnikiem jachtu i niezadowolony musiałem (ze względów bezpieczeństwa) zaakceptować powrót do San Andres.
Dwa lata później wiedziałem dużo o systemie nawigacyjnym LORAN i zdecydowałem się na „drugie podejście” na Bajo Nuevo. Na San Andres znalazłem odpowiednią łódź oraz odbiornik nawigacji Loran. Towarzyszyli mi, Francisco, HK0BKX oraz Bob, K6AHV (obecnie W6RJ). Tym razem bez trudności odszukaliśmy zarówno Serrana Bank jak i Bajo Nuevo i pracowaliśmy z obu lokalizacji używając tego samego znaku wywoławczego HK0AA.
Przez 6 lat pracowałem dla Szwedzkiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Stwarzało to liczne okazje do podróży do ambasad, głównie w Afryce oraz Azji. Dzięki temu mogłem być QRV na pasmach amatorskich z takich krajów jak 3C1, A22, 7P8, S2, XW8, J5, 3D6 oraz 9X5. Wielkim honorem dla mnie było uznanie dla moich dokonań i umieszczenie mnie w 1981 roku w Galerii Chwały DX (CQ DX Hall of fame).
Przez wiele lat moim QSL menagerem był SM3CXS, Joergen. On sam jest bardzo aktywnym DX-manem. W 1981roku miałem przyjemność zorganizować wraz z nim oraz SM3DVN i SM3RL wspólną DXpedition. Wszyscy oni są moimi dobrymi przyjaciółmi z Sundsvall, w północnej Szwecji. Wybraliśmy się wspólnie do Guinea-Bissau. Moja dawna licencja J5AG z 1980 roku została odnowiona. Wyczarterowaliśmy przelot przez Gambię do Bissau. Przywitał nas Hillar, szwedzki technik pracujący w Bissau. Posiadał on licencję J5HTL i dzięki temu wszedł do grona operatorów naszej ekspedycji. Pracowaliśmy na pasmach amatorskich przez 9 dni. Pomimo wielu przeciwności, jak brak żywności, brak wody pitnej, liczne przerwy w dostawie energii elektrycznej, mieliśmy dużo satysfakcji nawiązując w tych trudnych warunkach 20.000 QSO.
Chcąc przeżyć kolejną przygodę, tym razem turystyczną, postanowiliśmy odbyć drogę powrotną do Gambii mikrobusem. To 300 kilometrów przez pustynne pustkowia i bezdroża, wliczając w to kilka przepraw przez rzeki (bo nie ma mostów). Po drodze musieliśmy przejechać przez Senegal. Do czasu dotarcia do granicy z Senegalem, pomimo upału i trudów, podróż uważaliśmy za udaną eskapadę pod względem turystycznym. Ta ocena była słuszna zanim nie dotarliśmy do granicy z Senegalem. Służba graniczna nie zgodziła się wpuścić nas na terytorium Senegalu z transportowanym sprzętem radiowym. Zażądali ogromnych kwot pieniędzy za prawo przejazdu przez terytorium Senegalu. Odmówiliśmy zapłacenia żądanych pieniędzy, wyjaśniając, że przejeżdżamy tylko tranzytem przez Senegal do Gambii. Po kilkugodzinnych negacjach w afrykańskim upale „dobiliśmy targu”. Senegalscy pogranicznicy zdecydowali się wysłać z nami eskortę, której zadaniem było pilnowanie abyśmy nie próbowali nadawać nielegalnie z terytorium Senegalu. Musieliśmy zapłacić im „dniówkę” za tę „przysługę”. Do tej pory nie uświadamiałem sobie, że senegalscy pogranicznicy mogą zarabiać tak wiele w ciągu jednego dnia!!!
W 1982 roku spotkałem Ewę, moją przyszłą żonę. Wtedy też dowiedziałem się że jest poszukiwany radiooperator oraz członek załogi dla szwedzkiego jachtu, który ma wyruszyć w podróż dookoła świata. Przez lata zaczytywałem się w książkach o wyspach Pacyfiku. Z miejsca uświadomiłem sobie, że może to być moja życiowa szansa aby zobaczyć te krainy osobiście. Skontaktowałem się z szyprem jachtu i zostałem członkiem załogi jachtu. Ponieważ istotnym dla mnie było szybkie rozwiązanie aktualnego stosunku pracy, przeto przez wiele lat byłem z własnej woli kawalerem. Złożyłem wypowiedzenie w miejscu dotychczasowej pracy. Ale wtedy pojawił się problem o wiele ważniejszy, o imieniu Ewa. Poprosiłem ją aby czekała na mnie przez 2 lata podróży jachtu. Zgodziła się i obiecała czekać na mnie. Wtedy kupiłem bilet lotniczy w jedną stronę do Rarotonga na Wyspach Cook, gdzie przebywał jacht.
Podróż jachtem obejmowała pobyty na wielu maleńkich wysepkach Południowego Pacyfiku, o których do tej pory tylko czytałem w książkach. Dotarliśmy nawet do oddalonych wysepek w Archipelagu Wysp Północnego Cook’a, Samoa oraz Fidżi, na których nie było przybyszy z odległego świata przez kilka ostatnich miesięcy. Wtedy doznawaliśmy szczególnej gościnności. Z tej racji, moje socjalne i towarzyskie obowiązki zabierały mi czas, który najchętniej spędziłbym przy radiostacji. Czasami musiałem „wyzwolić się” z tych towarzyskich powinności aby móc zasiąść przy radiostacji i spełnić marzenia kogoś „z drugiego krańca świata”, któremu byłem potrzebny jako nowy na danym paśmie, czy daną emisją.
Podczas odysei na Pacyfiku w 1982 odwiedziłem następujące Podmioty DXCC: ZK1, 3D2, C21, T30, T2, FW, KH8, ZM7, T31, KH1 oraz T32. Najwięcej QSO udało mi się nawiązać podczas postoju na Canton Island. Ta wysepka na środku Pacyfiku była swego czasu bazą lotniczą US Air Force. Gdy my przypłynęliśmy, dobytku pilnowało kilku strażników. Mieli oni zupełnie inne obyczaje i wymagania niż rdzenni mieszkańcy wysepek Pacyfiku: mogłem więc swobodnie ustawić swój sprzęt i używać go do woli, bez żadnych obowiązków towarzyskich. Radiostację zamontowałem w opuszczonym hangarze lotniczym i cały wolny czas mogłem poświęcić na pracę na pasmach amatorskich. Pobyt na Canton trwał 2 tygodnie. Nawiązałem w tym czasie 19.000 QSO używając przemiennie znaków wywoławczych T31AE oraz SM0AGD/KH1. Było to wówczas możliwe, bowiem Canton miał w owym czasie wspólną administrację pod jurysdykcjami USA i Kiribati. Dzięki temu, nie ruszając się z miejsca, mogłem używać znaku T31AE lub SM0AGD/KH1.W ten sposób pracowałem z dwóch różnych podmiotów DXCC. Każdego dnia, o północy według czasu GMT, zmieniałem znak wywoławczy oraz log stacyjny. Cały czas miałem potężne oblężenie przez DX pile-up i sprawiało mi ogromną satysfakcję.
Po kilku miesiącach pobytu na Pacyfiku bardzo zatęskniłem za swoją narzeczoną, Ewą. Uznałem, że aż 2 lata rozstania to nie do wytrzymania dla mnie! Chciałem ujrzeć ją ponownie. Po roku pobytu na jachcie opuściłem go, i udałem się w podróż powrotną. Gdy przybyłem na lotnisko w Sztokholmie Ewa już czekała na mnie. Powiedziała mi, że dzięki krótkofalowcom była doskonale zorientowana w mojej aktywności na Pacyfiku. Zdała sobie sprawę jak działalność DX jest dla mnie ważna. Ewa wykazała dużą dozę zrozumienia dla moich zainteresowań DX. Co więcej, postanowiła nauczyć się tajników krótkofalarstwa i już rok później uzyskała licencję SM0OTG. Ślub wzięliśmy w 1986 roku.
Przez wiele lat moim QSL menagerem był SM3CXS. Wysłał 120.000 kart QSL w moim imieniu. Po zakończeniu mojej eskapady po Pacyfiku uznał, że jest to zajęcie zbyt absorbujące. Chciał mieć więcej czasu na realizację swoich własnych zainteresowań DX. Od tej pory osobiście odpowiadałem na otrzymywane karty QSL.
W 1985 wraz z Thorem, LA7XB postanowiliśmy uaktywnić na pasmach amatorskich 3B7 - St. Brandon. Władze na Mauritiusie potwierdziły, że licencja zostanie nam wydana po naszym przyjeździe. Polecieliśmy na Mauritius, ale licencji na 3B7 nie było. Powiedziano nam aby przyjść następnego dnia. Powtórzyło się to jeszcze przez kilka następnych dni. Zawsze odpowiedź urzędnika była taka sama: „może jutro”. Licencja miała być podpisana aż przez stosownego ministra. A on ciągle „nie miał czasu” na podpisanie naszej licencji. Ponieważ byliśmy ograniczeni terminem wyczarterowania jachtu, którym mieliśmy odbyć podróż na St. Brandon, przeto zdecydowaliśmy się na podróż licząc, że do czasu dotarcia na St. Brandon minister znajdzie czas na podpisanie naszej licencji. Dotarcie na ST. Brandon zajęło nam 72 godziny. Skomunikowaliśmy się kanałem komercyjnym z władzami na Mauritiusie. Niestety, nie było dobrych wieści dla nas. Aby nie tracić czasu zainstalowaliśmy na brzegu nasze radiostacje, aby być gotowymi do wyjścia w eter natychmiast po otrzymaniu wiadomości o podpisaniu licencji. Czekaliśmy przez następnych 5 dni. Bez powodzenia! Aby zdążyć na lot powrotny z Mauritiusa do Europy, musieliśmy odpłynąć z St. Brandon bez zrobienia choćby jednego QSO. Teraz gdy, po wielu latach, opisuję tę eskapadę, zapewniam Was, że do tej pory, nie otrzymałem od władz Mauritiusa żadnej odpowiedzi na nasz wniosek o wydanie licencji. To była najbardziej frustrująca historia jaką przeżyłem jako organizator ekspedycji DX-owych. Jedynym „pocieszeniem” jest wyuczona umiejętność łowienia ryb w oceanie, jaką nabyłem od tubylców na St. Brandon. Może kiedyś przyda mi się?
Podczas pobytu w S9 Sao Tomé w roku 1988 spotkałem właściciela małego jachtu chętnego do wyczarterowania jachtu na podróż do Annobon, odległego tylko o 150 mil na południe. Ale przecież nie miałem licencji 3C0!. Więc natychmiast po powrocie do Szwecji rozpocząłem intensywne starania korespondując z władzami Gwinei Równikowej. Po roku starań zostałem zaproszony do Malabo aby odebrać promesę wjazdu na Annobon i możliwość nadawania z tego terytorium na pasmach amatorskich. Wziąłem miesiąc urlopu w miejscu mojej pracy i w listopadzie 1989 rozpocząłem podróż po wysepkach Afryki Zachodniej. Najpierw nadawałem jako 3C1AG z Malabo, następnie poleciałem do Sao Tomé i nadawałem używając znaku S9AGD. Z Sao Tomé popłynąłem (przecinając równik) na Annobon, skąd byłem QRV przez 4 dni jako 3C0GD. Nawiązałem w sumie 16.000 QSO. Po powrocie do Szwecji wysyłka kart QSL zajęła mi kilka miesięcy.
W 1992, dwadzieścia lat po mojej pierwszej pracy z Wyspy Wielkanocnej, udałem się tam ponownie. Tym razem w towarzystwie mojej XYL, Ewy oraz LA7XB. Zatrzymaliśmy się w Hostal Manutara u Henriego, XQ0YAF. Chciałem pokazać Ewie znane statuy kamienne oraz posłuchać z nią lokalnej muzyki folkloru Wyspy Wielkanocnej. Pamiętam, że zrobiły na mnie przed 20 laty ogromne wrażenie. Owszem, statuy jak stały, tak nadal stoją. Ale ani śladu muzyki lokalnej. Okazało się, że pop „kultura” zniszczyła skarby lokalnej muzykalności tubylców. Jest już czynna lokalna stacja TV, nadająca „opery mydlane” i tubylcy „gapią się w telewizory”. Zapomnieli o tym skarbie, jaki mieli jeszcze 20 lat temu. Cóż za strata dla świata! Na dodatek, teraz musieliśmy obawiać się o TVI! Ale nocami, gdy lokalna stacja TV kończyła nadawanie, mogliśmy rozkoszować się dobrą propagacją DX na dolnych pasmach amatorskich.
Od czasu przejścia na emeryturę w 1994roku bywałem okazjonalnie na kontraktach agencji pomocowych ONZ na misjach w Afryce: w Guinea-Bissau, Sao Tomé, Zairze oraz w Burundi. W zakresie moich obowiązków były sprawy związane z telekomunikacją. Czasami udawało mi się uzyskać od władz lokalnych pozwolenia na pracę na pasmach amatorskich.
W roku 1996 byłem QRV ze Swalbardu, JW w Arktyce a kilka miesięcy później z wyspy Fernando de Noronha, blisko równika. Tego roku miałem więc okazję nadawać z dwóch, skrajnie różnych klimatycznie, zakątków świata. To były ciekawe doznania.
W minionych latach byłem także jednym z uczestników następujących wypraw DX-owych:
1997.K7K - Kure Island
K4M - Midway Island
1998.XW30/XW30A - Laos
XU1A - Kambodża
1999.S79AG - Seychelles
T31T/T31K - Central Kiribati
ZK3CW/ZK3DX - Tokelau Islands
Dla niektórych z ww. operacji pełniłem rolę QSL menagera.
W 2001 roku przybyłem do Equatorial Guinea po raz trzeci. Mój znak, 3C1AG został mi wydany ponownie. Było dla mnie wielką frajdą udać się do tego samego hotelu Bahia, w którym stacjonowałem w 1975 roku.
Od moich początków w krótkofalarskiej przygodzie wiele rzeczy i atrybutów zmieniło się w naszym hobby. Pasma amatorskie są o wiele bardziej zapełnione stacjami. Pomocą są DX Clustery. Dzisiejsze pile-upy szybciej „rosną” dzięki powszechnej dostępności do informacji w DX Clusterach. Natarczywość „brekujących” uniemożliwia przeprowadzenie choćby nieco dłuższego QSO ze stacją nadającą z egzotycznego miejsca. Większość QSO ze stacjami DX odbywa się obecnie w stylu „Contest” (znak, raport i „następny proszę”). Podczas takiego „QSO” nie ma czasu na normalną wymianę informacji i uprzejmości!
Być może nie jestem najbardziej upoważniony aby to mówić, ale brakuje mi QSO ze stacjami DX w stylu „przeżuwaczy szmat”. W takim QSO można przedstawić „swój punkt widzenia”, jest miejsce na indywidualistyczne niuanse. Można dowiedzieć się czegoś bardziej konkretnego o korespondencie z przysłowiowego „drugiego krańca świata”. Bardzo dawno temu wydawano dyplom krótkofalarski: RCC - Rag Chewers Club. Można było stać się członkiem tego klubu dopiero po udokumentowaniu co najmniej 30 minutowego QSO ze stacją DX. Myślę, że – przy obecnie panujących trendach – trudniej byłoby zdobyć dyplom RCC niż zrobić DXCC 100!
To, co sprawiało mi główną przyjemność podczas moich ekspedycji DX-owych, to nie była tylko strona czysto operatorska, lecz także możliwość zobaczenia egzotycznych zakątków świata, osobistego spotkania z innymi ludźmi i z ich kulturą. Uważam się za człowieka szczęśliwego i spełnionego. Gdy dorastałem, marzyłem o podróżach w odległe regiony świata, chciałem być elektronikiem i uprawiać krótkofalarskie hobby. W moim dorosłym życiu byłem w stanie pracować w takich miejscach, które wprost idealnie stwarzały mi możliwość realizacji moich młodzieńczych marzeń. W swoich wojażach po świecie odwiedziłem 120 Podmiotów DXCC i miałem krótkofalarskie szczęście nadawać z ponad 50 z nich.
Gdy piszę te słowa w 2002 roku mam już 67 lat. Mam cudowną małżonkę i jestem już emerytem ale ciągle cieszę się dobrym stanem zdrowia. Rozpamiętuję jak wiele lat upłynęło od tego magicznego wieczoru, gdy po raz pierwszy usłyszałem na falach krótkich Radio Australia i ich sygnał rozpoznawczy „Waltzing Matilda”? Stałe uprawianie krótkofalarskiego hobby sprawia mi ciągle autentyczną przyjemność. I stale jestem gotów do następnej ekspedycji DX-owej by wymieniać tradycyjne raporty 5-9.
A więc, do ponownego spotkania w eterze!
73 de Eryk

01-02-2008  

  Drukuj artykułDrukuj



All rights reserved by Wydawnictwo AVT Korporacja Sp. z o.o. © Świat Radio
Medical cosmetologyMonitoring Counter-Strike 1.6 serversAll for Counter Strike 1.6Sport siteCounter Strike 1.6 and Minicraft portalLytkarino Counter Strike 1.6 portal