VP6DX - Komunikat nr 23

Tadeusz SP7HT: polecam uwadze Kolegów planujących własne wyprawy DX-owe zwrócenie uwagi na elementy dotyczące planowania i realizacji wszelkich czynności logistycznych ekspedycji DX-owej. Ten komunikat (i poprzednie) mogą służyć jako podręcznik "jak to się robi". Moim zdaniem, VP6DX była najlepszą ekspedycją DX-ową (i to pod każdym względem), z jaką miałem przyjemność przeprowadzić QSO podczas moich 51 lat DX-owania na pasmach amatorskich KF. Gratulacje dla jej organizatorów i jej uczestników (w tym 2 z Polski)!

Aktualności:
• zakończono pracę na pasmach amatorskich ...
• urządzenia zdemontowano, spakowano i przetransportowano na M/V Braveheart ...
• wszyscy powrócili na statek...
• urządzenia spakowane do podróży statkiem...
• M/V Braveheart odpłynął ...

Około 04:30 rano, we środę 27 lutego (w Europie środa 12:30 UTC 27 lutego), lunął deszcz na Ducie Island. Operatorzy rzucili się do uszczelniania namiotów stanowisk operatorskich, które były do tej pory otwarte na oścież i operatorzy mogli doświadczać nocnej bryzy od oceanu. 
 
Dwie godziny później, podczas lokalnego wschodu Słońca, Eric oraz Carsten (kierownicy ekspedycji) wraz z Nigelem (kapitanem Bravehart), stojąc na brzegu atolu i delektując się poranną kawą, dyskutowali nad przypuszczalnym dalszym przebiegiem pogody. Deszcz padał już poprzedniego wieczoru, a na wschodzie nieba widać było kolejne chmury. To była krotka rzeczowa rozmowa i w jej wyniku wszyscy podjęli zgodną decyzję, że należy natychmiast zaprzestać pracy na pasmach amatorskich i przystąpić niezwłocznie do demontażu. Dopiero po wyłączeniu agregatów mogliśmy usłyszeć coraz głośniejsze fale, uderzające o brzegi atolu.
 
Ta decyzja przekreśliła wcześniejsze plany pracy w okrojonym składzie operatorskim (3 - 4 operatorów) podczas kolejnej nocy na pasmach amatorskich 30m do 160m. Po krótkim śniadaniu wszyscy skoncentrowali sie na pakowaniu urządzeń i sprzętu, zanim warunki pogodowe ulegną dalszemu pogorszeniu.
 
Operatorzy powrócili do namiotów - sypialni i spakowali swoje rzeczy osobiste do wodoszczelnych karnistrów, przygotowując się do powrotu na statek. Zwinięto namioty i wystawiono je powiewy wiatru, mając nadzieję, że poranna ulewa "wypierze" je, a następnie wysuszy je poranne Słońce i będą nadawać się do spakowania.
 
Następnie kilku operatorów udało się na "spacer" wzdłuż północno- wschodniego obrzeża atolu, zwijając "przy okazji" pozostałe jeszcze konstrukcje antenowe obozu wschodniego, pakując je do tub i przygotowując je do transportu. Trzech operatorów zwijało kilka kilometrów kabli koncentrycznych, kabli sterowania antenami odbiorczymi i antenami nadawczymi, nawijając je na bębny oraz zabezpieczając je poprzez owinięcie w zabezpieczającą folię plastykową. Dwóch operatorów przystąpiło do demontażu systemów zasilania w energię elektryczną. Pakowali poszczególne podzespoły i tablice rozdzielcze oraz systemy zabezpieczeń przed przepięciami statystycznymi od burz tropikalnych. Inni pakowali komputery, TRX, skrzynki sterowania antenami, przełącznikami nożnymi, systemy zasilania prądem stałym i wszelkich pozostałych urządzeń wspomagających niezawodną pracę ekspedycji. Te urządzenia zostały zapakowane w wodoszczelne pojemniki.
 
Gdy do danego wodoszczelnego pojemnika / skrzyni zostały zapakowane wszystkie pozycje (zgodnie ze spisem), były one zamykane, uszczelniane oraz owijane taśmami pakującymi. Napis odręczny zrobiony fluoroscencyjnym flamastrem na zielonej taśmie opakunkowej był informacją dla ekipy ładującej i przewożącej pojemniki / skrzynie z atolu na statek. Była tam również informacja które pojemniki / skrzynie mogą być umieszczone wprost na pokładzie, a do których powinien być łatwy dostęp podczas podróży powrotnej (SP7HT: tzn. aby nie były "przywalone" innymi skrzyniami). Pojemniki / skrzynie były spychane w stronę brzegu a załoga statku zabierała je dalej z pomocą ręcznego wózka i dostarczała na plażę.
 
Pozostali członkowie załogi Braveheart zdemontowali i spakowali infrastrukturę obozu "socjalnego": stoły, ławki, stanowiska umywalek, brezentowe taśmy zabezpieczające zażywających "prysznica" na brzegu laguny oraz toaletę z "niepowtarzalnym widokiem na ocean".
 
Całe szczęście, że poranek był pogodny i panowała przyjemna aura. Namioty wyschły przed południem. Załoga Braveheart opróżniła je z wszystkiego, w tym z wszelkich nagromadzonych "paprochów" i potraktowała następnie środkami owadobójczymi. Po 2 godzinach zwinięto je i umieszczono w ogromnych pokrowcach, w których będą przebywać na pokładzie statku podczas podróży powrotnej z Ducie. Spełniliśmy w ten sposób regulacje ochrony środowiska Nowej Zelandii o zapobieganiu przedostawania się owadów z miejsc egzotycznych. Po przybyciu na Polinezję namioty zostaną wyjęte z pokrowców, będą wyprane, wyczyszczone, przepłukane, wysuszone i ponownie spakowane.
 
Z chwilą nastania przypływu ponton z Braveheart podpłynął do wschodniego obrzeża Ducie i rozpoczęło się przetransrtowanie sprzętu z Ducie na statek. Wiejąca od strony oceanu bryza oraz niespokojne morze wymagały dużych umiejętności podczas załadunku pojemników / skrzyń na ponton a potem na statek. Statek jest wyposażony w dźwig pokładowy, co ułatwiało wciąganie pojemników / skrzyń na pokład statku. Jedynym problemem było zgranie wysięgu dźwigu z "tańczącym na falach" pontonem.
 
O 11 czasu lokalnego operatorzy przystąpili do demontażu obozowiska zachodniego. Zdemontowano kilometry przewodów, kabli i specjalistycznych anten odbiorczych na dolne pasma amatorskie. Także zdalnie sterowaną "rozdzielnię" sygnałów ze wspólnych anten odbiorczych na poszczególne stanowiska operatorskie. Zwinięto kilkaset metrów kabli koncentrycznych i kabli sterujących kierunkowe anteny odbiorcze. Wrażliwe urządzenia spakowano do wodoszczelnych pojemników a wszystko przeniesiono rękoma na "portu" przeładunkowego na wschodnim cyplu atolu. Nie było to łatwe ze względu na skaliste i porowate wybrzeże koralowego atolu.
 
Po południu ponton wpływał do wnętrza laguny od jej strony południowej. Skrzynie / pojemniki przynależące do obozu zachodniego zostały przepchane / przeniesione ręcznie na plażę  laguny.
 
W tym momencie nastąpił odpływ i morze stało się bardzo płytkie w pobliżu atolu. Z tego względu można było zabrać jednocześnie tylko po kilka pojemników / skrzyń na ponton. Powoli nabrzeże opróżniało się ze sprzętu. W końcu zostali tylko sami operatorzy oraz załoga statku. I oni, kilkoma kursami, zostali przetransportowani na statek.
 
Ostatni opuścili atol Eric oraz Carsten, kierownicy ekspedycji. Zanim opuścili atol sprawdzili czy nie pozostawiono jakichś śmieci, nawet tych pozostawionych przez poprzedników. Gdy powrócił ponton, Matt powiadomił, że wszyscy uczestnicy są już bezpieczni na statku. W tym momencie Carsten i Eric uścisnęli sobie dłonie i będąc pierwszymi, którzy stanęli na atolu, jako ostatni opuścili go. To ostatni uczestnicy ekspedycji Ducie 2008, którzy opuścili ją. Jako rewanż, Ducie pożegnało ich na swój sposób: nagła fala zmoczyła ich do "suchej nitki".
 
Ale to nie był koniec harówki! Załoga statku spędziła jeszcze kilka godzin po zachodzie Słońca, przemieszczając pojemniki / skrzynie do podróży powrotnej po oceanie. O godzinie 21 podniesiono kotwicę. Statek opłynął północno-wschodnie wybrzeże atolu i rozpoczął podróż powrotną w kierunku północno-zachodnim.
 
O 22 czasu lokalnego, wszyscy, z wyjątkiem wachty dyżurnej statku, spali pokotem. Na szczęście, oprócz drobnych stłuczeń (siniaków), zadrapań oraz opalenizny nikt nie uległ żadnemu poważnemu wypadkowi. Po tych kilkunastu dniach na atolu i wyczerpującym dniu ostatnim spędzonym na demontażu i przetransportowaniu na statek, mieliśmy za sobą ekscytującą przygodę - nie tylko krótkofalarską - gdzieś, na odludziach Południowego Pacyfiku.
Ekspedycja wracała do domu.

Będziemy wdzięczni, gdyby wydawcy biuletynów DX-owych rozpropagowali tę informację jak najszerzej, by była ona powszechnie dostępna dla klubów i społeczności DX-owej.

Tłumaczył SP7HT.



Artykuł pochodzi z serwisu internetowego miesięcznika Świat Radio
http://www.swiatradio.com.pl/virtual/article.php?sid=1543
Zamieszczono: 02-03-2008. Dział: I.Ś.R - Wiadomości Dx-owe KF/UKF